Współistnienie polega na tym, iż uprawniony do rybactwa musi wydać każdemu obywatelowi zezwolenie (nie może odmówić - to prawo powszechne wynikające z Konstytucji i potwierdzone w ustawie "prawo wodne") i nie ważne jest to czy uprawniony do rybactwa faktycznie realizuje to rybactwo czy nie.
No i tutaj jest przykład klasycznego "martwego prawa", albo myślenia życzen iowego
Wystarczy porównać opublikowane przez RZGW wykazy uprawnionych do rybactwa, z podziałem na obwody i wykazy wód udostępnionych do wędkowania przez różnego rodzaju spółki rybackie które są tymi uprawnionymi ( często są to dawne PGRyby na których uwłaszczyli się ich byli dyrektorzy)
Mogę podać wiele przykładów jezior na które nie są sprzedawane zezwolenia i nie ma żadnych szans aby takowe zezwolenie kupić - odpowiedz mi jak egzekwować w takiej sytuacji konstytucyjne prawo na które się powołujesz.
Rozmawiałem kiedyś z szefem gospodarstwa rybackiego które gospodaruje na wielu jeziorach, ale ma też kilka na które wędkarze nie mają wstępu - na pytanie co zrobiłby gdyby sprawę wędkowania na tych jeziorach rozstrzygnął sąd i zobowiązał go do sprzedaży zezwoleń odpowiedział mi krótko - "proszę bardzo- zapłacisz pięć tysięcy za tydzień?
I w taki sposób można sobie dyskutować bez końca, natomiast główny problem tu poruszany, czyli współistnienie rybactwa i wędkarstwa nie powinno dotyczyć organizacji której członkami jesteśmy - należymy do Polskiego Związku Wędkarskiego a nie do Polskiej Grupy Rybackiej.
Odłowy selekcyjne, kontrolne - jak najbardziej, ale odłowy komercyjne to jakaś paranoja, tym bardziej, że rybaków nikt nie kontroluje i na wodzie należącej do PZW , oni są panami i władcami.